„Przyjaźń, wsparcie, stawianie Dziecka na 1. miejscu”


– o transformacji słabości w siłę opowiada absolwentka Akademii Przyszłości 

Spotykamy się z 20-letnią Barbarą, absolwentką Akademii Przyszłości, która 9 lat temu rozpoczęła swoją akademiową przygodę. Po prawie dekadzie, na pytanie: z czym kojarzy jej się Akademia, odpowiada: przyjaźń, ogromne wsparcie i stawianie Dziecka na pierwszym miejscu.  

Rozmawiając z Barbarą, będziemy meandrować pomiędzy tymi ważnymi punktami, które wymieniła akademiowa absolwentka. W trakcie rozmowy dowiecie się także, co takiego jeszcze ma w sobie Akademia, że Basia postanowiła do niej wrócić, tym razem w roli Wolontariuszki, która pomaga Nadii zbudować pewność siebie.  

Magdalena Bogusz, Stowarzyszenie WIOSNA: Z czym kojarzy ci się Akademia Przyszłości? 

Przyjaźń, wsparcie – w moim przypadku to było duże, ogromne, ogromne, wsparcie – i stawianie Dziecka na pierwszym miejscu.  

Jak wytłumaczyłabyś ideę Akademii osobie, która słyszy o niej pierwszy raz?  

W Akademii każde Dziecko ma swojego Wolontariusza, z którym spotyka się raz w tygodniu. Współpraca między nimi nie odbywa się na zasadzie korepetycji, to nie jest relacja nauczyciel – uczeń. To relacja raczej koleżeńska. Liczy się tu dobre samopoczucie Dziecka, fajnie spędzony czas oraz tworzenie więzi. 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z Akademią? 

W 4. klasie podstawówki nauczycielka przyszła do mnie z pytaniem czy nie chciałabym wziąć udział w programie Akademii? Nie wiedziałam na początku co to jest. W końcu zgodziłam się i w programie byłam od 4 do 6 klasy. Już na początku w 4. klasie trafiłam na genialną Wolontariuszkę Paulinę, która była studentką. 

Wspieraj Dzieci z Akademii Przyszłości,
by nie czuły się same w budowaniu wiary w siebie.

Ufunduj Indeks dla Dziecka z Akademii Przyszłości
i daj mu szansę na lepszą przyszłość.

Zaraz porozmawiamy o Twojej Wolontariuszce. Wcześniej opowiedz jakim byłaś Dzieckiem przed przystąpieniem do programu? 

W podstawówce byłam dość samotnym Dzieckiem. Przyjaciół nie miałam. Gdy Dzieci dokuczają w podstawówce, to pewność siebie słabnie. A Dzieci mogą być okrutne, jak się okazuje w moim przypadku. Od 1. do 4. klasy słyszałam od koleżanek, że jestem głupia, bo czegoś nie umiem. Nawet nauczyciele mówili, że udaję. Nie było kolorowo. Przez to, że Wolontariuszka była obok, to ja się na tych ludzi zaczęłam otwierać. 

Z jakimi trudnościami mierzyłaś się w szkole?  

Dopiero w gimnazjum dowiedziałam się, że mam niepełnosprawność w stopniu lekkim. Zawsze wiedziałam, że coś jest nie tak. Wiedza, którą ludzie mi przekazywali, zajmowała mi sporo czasu, zanim ją przyswoiłam. Dużo osób odbierało moje trudności jako moją wymówkę, że nie chce mi się uczyć. I w gimnazjum dowiedziałam się, że te moje problemy mają swoją nazwę, to niepełnosprawność. To był troszkę szok. Wolontariuszka wiedziała o tym. Bo moja mama jej powiedziała.  

Kiedy dowiedziałaś się o niepełnosprawności? 

Dowiedziałam się w 2. klasie gimnazjum. A moja mama dowiedziała się, gdy byłam w 4. klasie podstawówki. I jak tu Dziecku powiedzieć o czymś, o czym sama jeszcze się uczy.  

Czym charakteryzuje się Twoja niepełnosprawność? 

To niepełnoprawność w stopniu lekkim. Potrzebuję bardzo dużo czasu, żeby daną informację przetworzyć. To mi utrudniało życie.  

Opowiedz, jak wyglądała Twoja współpraca z Wolontariuszką Pauliną i jak pracowałyście nad Twoimi trudnościami? 

Pani Paulina zaczęła czytać o mojej niepełnosprawności i próbowała przygotować mnie na informacje o tym, że ją mam. Na początku okrężnie o tym mówiła. Tłumaczyła, że ludzie są różni, że nie ma ludzi idealnych. Powtarzała, że jeżeli, czegoś nie potrafisz, to nie znaczy, że jesteś głupia czy bezwartościowa.  Ona mnie przygotowywała na tę informację. Czułam wewnętrznie, że pokazuje mi, że nie jest to powód do wstydu. Moja mama i pani Paulina miały trudne zadanie: jak przekazać Dziecku informację, że ma niepełnosprawność. Ja widziałam, że odstaję od grupy. Inaczej jest jednak jak usłyszysz, że nie pasujesz, a inaczej jak usłyszysz, że jesteś gorszy albo głupszy. To, że ktoś jest z niepełnosprawnością, to nadal temat tabu.  

Jakie metody pracy miała Twoja ulubiona Wolontariuszka? 

Zamieniała naukę w zabawę. W podstawówce miałam ogromne problemy z matematyką. Uczyła mnie poprzez zabawę. Byłam takim Dzieckiem, że musiało mnie coś zaciekawić, żeby coś zrobić. Mówiła, że matematyka nie jest zła, przedstawiała mi ją w postaci zabaw, quizów, np. grałyśmy w „Wisielca”, jeśli przegrałam, to musiałam robić zadania z matematyki.  

A jak wyglądała Wasza relacja? 

Pani Paulina chciała być bardzo blisko, być taką a’la ciocią i nie była w tym nachalna. Krok po kroku zbliżała się do mnie. Na każdych zajęciach mówiła, jak coś ci nie idzie, to się nie przejmuj, dasz sobie radę. Pomimo, że spotykałyśmy się raz w tygodniu, to wiedziałam, że ona jest obok. Pisała do mnie, dzwoniła. Kontaktowała się też z moją mamą. Jak nie odpisywałam, to dzwoniła do mojej mamy z pytaniem: dlaczego Basia nie odpowiada. Organizowała wycieczki po Podgórzu. Spacerowałyśmy tam, a ona była taką książeczką, która wchłaniała wszystko, co jej mówiłam i analizowała to.  

Między zajęciami miałyśmy kontakt również na Facebooku, pisałyśmy do siebie. Była jak ciocia. To było wielkie wsparcie dla mnie. Podam przykład. W czwartek mam kartkówkę z matematyki,  której się boję. Piszę jej o tym. To ona potrafiła mnie zapytać pod koniec dnia, jak mi poszła ta kartkówka. Jeśli mi nie wyszła, to pocieszała, że popracujemy nad tym. 

Kiedy i w jakim stopniu nastąpiła Twoja metamorfoza? 

W domu i na akademiowych zajęciach byłam sobą, a w szkole byłam dzika, cicha, skrępowana. To były dwie różne osoby. Zauważyłam po kilkunastu spotkaniach, czyli po kilku miesiącach, że ja w szkole zaczynam trochę bardziej przypominać prawdziwą siebie. Z czasem zaczęłam zachowywać się w szkole, podobnie jak z Wolontariuszką na zajęciach albo w domu. Moja mama też mówiła, że zmiany widać. Jak się rozstawałyśmy z panią Pauliną, to moja mama jej bardzo podziękowała. Widać było, że ona ją też dużo nauczyła o tej niepełnosprawności. Pod koniec podstawówki pojawiła się w moim otoczeniu pierwsza koleżanka. Czyli w niewielkim stopniu już wtedy otworzyłam się na Dzieci. 

Można powiedzieć, że zmiana nastąpiła w Tobie już w pierwszym roku Akademii?  

Niezupełnie. Słowa pani Pauliny wróciły do mnie w gimnazjum, a potem w zawodówce. Ta osoba się tak starała i ja z nią miałam taki ekstra kontakt, że tego nie da się zapomnieć. Żałuję, że w gimnazjum już nie mogłam być w Akademii ze względu na wiek. Wtedy to moja mama stała się taką Tutorką.  

W zawodówce znów byłam cicha i znowu zaczynałam się gorzej czuć, to wtedy znowu słowa pani Pauliny do mnie wróciły.  

Zmiana, którą dostrzegasz w sobie to był jednak kilkuletni proces? 

Oczywiście, bo to nie było tak, że z poniedziałku na wtorek stwierdziłam, że będę otwarta i zacznę gadać z Dziećmi. To tak nie było. Moja mama ze mną też dużo rozmawiała. Ja jej opowiadałam, że koleżanki w szkole mówią, że jestem głupia. Moja mama kontaktowała się też z panią Pauliną i one wspólnie zastanawiały się, jak ze mną rozmawiać.  

Czy Wolontariuszka Paulina wie, jak duży wpływ miała na Ciebie? 

Myślę, że wie, mimo, że upłynęło dość dużo czasu od naszego pierwszego spotkania. Dla mnie ona zawsze będzie wzorem do naśladowania. 

Czym zajmujesz się zawodowo?  

Z wykształcenia jestem cukiernikiem. Co zabawne, kiedy chodziłam do szkoły strasznie ten zawód mi się nie podobał. Denerwowało mnie to, że wszyscy dookoła mnie mówią mi co mam robić, jak robić. Kiedy w końcu po 3 lata skończyłam szkołę i zaczęłam sama w domu robić ciasta totalnie zmieniłam zdanie na temat swojego zawodu. Aktualnie nie szukam pracy jako cukiernik, podoba mi się jak jest obecnie, czyli tylko ja, przepisy oraz moja mała kuchnia.  

Słodkości autorstwa Barbary Bakalarz z jej arch. prywatnego 

Czy to daje Ci satysfakcję? 

Oczywiście, że tak. Chyba nie ma nic bardziej satysfakcjonującego, niż robienie tego, co się kocha. Dla mnie cukiernictwo nie to nie tylko mój zawód, ale także wielka pasja, którą chcę podzielić się z ludźmi. Pokazać im, że nie jest to kwestia tego czy ktoś ma talent, czy nie. Liczy się twoje zaangażowania oraz wysiłek, jaki wkładasz do danego zawodu, a nie to, czy umiesz dobrze mnożyć czy dzielić.  

Teraz sama jesteś Wolontariuszką w Akademii. Co Cię do tego skłoniło? 

Jak byłam młodsza to strasznie mi się podobało bycie Tutorką. Ja też taka chciałam być. Jako dzieciak byłam bardzo ciekawska, zadawałam Wolontariuszkom mnóstwo pytań: jak to jest być Tutorką? Czy to jest wasza praca? A jak to wygląda z drugiej, waszej strony?  

Wolontariuszką chciałam być już w 3. klasie zawodówki, ale wiedziałam, że trzeba skupić się albo na egzaminie, albo na Dziecku. Postanowiłam, że kiedy skończę szkołę, zgłoszę się na wolontariat i tak się stało.  

Opowiedz o swojej Podopiecznej.  

Nadia ma 11 lat i jest bardzo ruchliwa. Ona bardzo przypomina mnie, ja też nigdy nie siedziałam w ławce, zawsze musiałam chodzić. Ona ma bardzo dużo zajęć. Chodzi na balet, plastykę, ukulele. O 13.30 kończy lekcje i spotyka się ze mną. Mamy mieć 1 h zajęcia, ale zawsze nam się przedłuża, tak do 16.00.  Jej jest to potrzebne. Ma tyle do przekazania, tyle rzeczy chce mi opowiedzieć. Na początku pytała mnie, dlaczego tak krótko się widzimy, dlatego przedłużyłam spotkania. Potem po 18.00 idzie na balet, ukulele i jeszcze na siatkówkę. Do domu wraca o 21.00. Jej się to bardzo podoba.   

Z jakimi trudnościami mierzy się Nadia? 

Przez to, że ma tyle zajęć, nie ma przyjaciół. Pomimo, że na tych zajęciach spotyka się z ludźmi, to czuje się bardzo samotna i niewidzialna. Mówię jej, że przecież otaczasz się ludźmi. Ona mi odpowiada: „Ok. Jestem na zajęciach z ludźmi, ale jestem na nich sama. Nie wiem, o czym mam z nimi rozmawiać”. Radzę jej, żeby na początek powiedziała „cześć” i opowiedziała o swoich pasjach, może zmotywuje inne młode osoby do podobnego działania.  A ona odpowiada mi, że oni zaczną się z niej śmiać. W szkole miała taką sytuację, że po lekcjach, na których opowiadała o balecie, koleżanki się z niej śmiały.  I jak ona to usłyszała, stwierdziła, że nie będzie już o tym mówić. Teraz wygląda to tak, że jest w grupie, ale nikt się do niej nie odzywa. Chce mieć przyjaciółkę, ale nie wie, jak ją zdobyć.   

Jak długo znacie się z Nadią? 

Od ok. 5 tygodni. Po trzech zajęciach Nadia powiedziała mi, że czuje się ze mną jak na koleżeńskim spotkaniu. I to jest już mały sukces.  

Gratuluję! Zdradź nam z perspektywy Dziecka, co jest takiego atrakcyjnego dla Podopiecznych w spotkaniach z Wolontariuszami – skoro zarówno Ty, jak i Nadia chciałyście, żeby zajęcia trwały jak najdłużej? 

Dziecko ma poczucie, że jest ważne.  

Barbara Bakalarz

Absolwentka Akademii Przyszłości, a od kilku miesięcy jest również Wolontariuszką Akademii, która odkrywa wraz ze swoją podopieczną Nadią, jej mocne strony. Prywatnie ma młodszego brata Michała. Lubi podróżować. Ulubionymi miastami są Wrocław i Warszawa. Uwielbia także uczestniczyć w sesjach zdjęciowych.  

Dzięki Darczyńcom oraz Przyjaciołom wspierającym Akademię zmieniamy życie Dzieci, które w siebie nie wierzą i mają niską samoocenę.   

Ty też możesz pomóc. 

Wspieraj Dzieci z Akademii Przyszłości,
by nie czuły się same w budowaniu wiary w siebie.

Ufunduj Indeks dla Dziecka z Akademii Przyszłości
i daj mu szansę na lepszą przyszłość.

To również Cię zainteresuje: