„To zmienia bardzo życie Dziecka” — Akademia Przyszłości oczami Mamy 8-letniego Podopiecznego


Pierwszoklasista z trudnościami adaptacyjnymi, nie chciał wchodzić do sali lekcyjnej. Po roku spotkań z Dominiką, Wolontariuszką Akademii – siada w szkolnej ławce, sam sprząta świetlicę, stosuje się do szkolnych zasad i buduje dobre relacje z rówieśnikami. Wszystko zaczęło się od cotygodniowych spotkań z Dominiką, Wolontariuszką Akademii Przyszłości, która bardzo szybko zauważyła, w czym chłopiec jest dobry i jakie ma potrzeby. W rozmowie z jego Mamą pytamy, jak wyglądała ta przemiana, co najbardziej pomogło chłopcu i czy Akademia Przyszłości jest ważna z perspektywy Rodzica.  

Magdalena Bogusz, Akademia Przyszłości: Jakie zmiany dostrzegła Pani w funkcjonowaniu swojego syna, odkąd jest w Akademii? 

Joanna, Mama Podopiecznego: Zmiany są naprawdę zauważalne. Do Akademii Przyszłości trafiliśmy dzięki szkolnej pedagog — to był moment, kiedy syn, jako pierwszoklasista, bardzo trudno odnajdywał się w nowym środowisku. Nie chciał wchodzić do sali, unikał zajęć, było widać, że coś jest nie tak. Pani pedagog powiedziała mi wtedy o Akademii i wysłała e-mail z informacją. Weszłam na stronę, zaczęłam czytać i… naprawdę się ucieszyłam, że istnieje coś takiego. Od razu wypełniłam formularz i zgłosiłam syna. 

Ty też możesz pomóc.
Uwierz w Dziecko.

Poznaj trudności i marzenia Dzieci
z Akademii Przyszłości i pomóż
zmienić historię jednego z nich.

Jak szybko udało się zorganizować wsparcie ze strony Akademii — skoro chłopiec był dopiero w pierwszej klasie, a trudności pojawiły się już na początku roku. Po jakim czasie rozpoczęły się spotkania z Wolontariuszką? 

Po ok. 2 miesiącach. Trochę trwało, zanim wszystko się uruchomiło, ale kiedy tylko zaczęły się spotkania z panią Dominiką, jego Wolontariuszką, od razu zobaczyłam, że to mu służy. To właśnie ten rodzaj wsparcia, którego brakowało mu w szkole. 

Dzięki Akademii Dziecko ma osobę dorosłą, która poświęca troszeczkę uwagi tak bardziej indywidualnie i przyjrzy się, jakie Dziecko ma trudności. Różnice są ogromne. To jest niebo a ziemia. Mój syn chciał siedzieć sam w klasie. Miał trudności z adaptacją. Natomiast po tym całym roku pracy z Wolontariuszką on jest zupełnie inny. Ma fajne relacje z Dziećmi. Zawsze cieszył się na środę z panią Dominiką, więc tutaj widać było, że taka rutyna bardzo mu pomagała. 

A czy była Pani w kontakcie z Wolontariuszką? 

Tak, miałyśmy kontakt SMS-owy i telefoniczny — miałyśmy też taką wstępną rozmowę, dzięki której pani Dominika mogła lepiej poznać syna. Bardzo ucieszyło mnie, że studiuje kierunek lekarski, bo od razu było widać, że ma dobre, wnikliwe spojrzenie. Od razu wybadała jego potrzeby i dała mu dużo swobody — dokładnie tego, czego brakowało mu na lekcjach w szkole. Tam często wszystko jest z góry ustalone, a tutaj miał poczucie, że może współdecydować. 

Bardzo szybko złapali wspólny język. Syn szczególnie zapamiętał, że razem ustalili zasady współpracy — coś w rodzaju kontraktu [przyp.red. Kontrakt powstaje na pierwszych spotkaniach Wolontariusza_ki z Podopiecznym_ą], który określał, jak będą wyglądały ich spotkania. On naprawdę to docenił. Myślę, że to miało duży wpływ na jego funkcjonowanie w świetlicy i w klasie, bo wcześniej miał trudność z przestrzeganiem zasad. Przyszedł przecież z przedszkola, gdzie siedzi się na dywanie, stoliki są tylko do rysowania albo jedzenia. A w szkole trzeba godzinami siedzieć w ławce. 

W tym Kontrakcie, który stworzyli razem, były nawet takie punkty, które zakładały aktywności ruchowe — np. wspólne budowanie toru przeszkód. Nie znam dokładnie wszystkich szczegółów, bo to była ich wspólna przestrzeń, ale widać było, jak bardzo mu te zajęcia odpowiadały. Było dużo prac manualnych i kreatywnych zadań. 

Pani Dominika bardzo szybko zauważyła, w czym jest dobry. Okazało się, że ma ponadprzeciętne zdolności do logicznego i przestrzennego myślenia. Uwielbia budować, tworzyć, wymyślać własne konstrukcje. I właśnie to mógł robić na zajęciach. 

A czy poza tym, o czym już Pani wspomniała, Wolontariuszka dzieliła się z Panią innymi metodami czy sposobami pracy, które stosowała w pracy? 

Myślę, że pani Dominika bardzo dobrze dopasowała wszystko do potrzeb syna. Rozmowy, które z nim prowadziła, były naprawdę ważne — bo w Szkole Dziecko często nie ma przestrzeni, żeby po prostu powiedzieć, co przeżywa, co je interesuje, co je martwi. 

Ta relacja bardzo fajnie się tworzyła. Było widać, że pani Dominika naprawdę słucha i patrzy na Dziecko całościowo — na to, kim jest, co czuje i czym się interesuje. To było podejście pełne uważności i zrozumienia. 

Czy Wolontariuszka zainspirowała chłopca do czegoś nowego, czy może wprowadził do swojego życia jakieś nowe zabawy albo nawyki? 

Myślę, że największa zmiana, którą zauważyłam, dotyczyła jego podejścia do zasad — i to było właśnie coś, na czym mi najbardziej zależało. Celem była adaptacja w szkole, a te zajęcia naprawdę w tym pomogły. 

A jeśli chodzi o same zajęcia, to myślę, że ogromną rolę odegrały prace ręczne. Od razu było widać, że zaczęło go to mocno interesować — sam prosił mnie, żebym kupiła mu różne klocki czy zestawy do budowania. Myślę, że to właśnie Wolontariuszka zainspirowała go do tego typu zabaw, bo wcześniej aż tak tego nie zauważałam. 

On lubi różne rzeczy, wiadomo — w szkole też zbiera karty czy naklejki, jak inne Dzieci — ale tutaj ewidentnie wciągnęły go zabawy konstrukcyjne i prace manualne. 

Z tego, co mi opowiadał, najbardziej podobało mu się to, że pani Dominika naprawdę odpowiadała na jego potrzeby, np. ruchowe — tor przeszkód. Było trochę ruchu, była rutyna i ten ich wspólny Kontrakt. I myślę, że to właśnie było dla niego taką inspiracją do działania. Widziałam to nawet w świetlicy — zaczął sam z siebie sprzątać, a wcześniej bardzo tego nie lubił.

W domu pewnie też nie lubi sprzątać po sobie zabawek? 

Tak, zdecydowanie. Myślę, że było mu łatwiej zaakceptować zasady właśnie dlatego, że miał wpływ na ich tworzenie. Zaczął widzieć sens w zasadach. Zasady przestały być tylko narzucone z góry, a zaczęły mieć dla niego znaczenie. 

Czy pamięta Pani jakieś konkretne słowa syna o Wolontariuszce? Wspominała Pani, że bardzo cieszył się na środowe spotkania – czy mówił coś szczególnego? 

On z natury jest raczej introwertyczny i jego komentarz, że pani Dominika jest „bardzo fajna”, to naprawdę dużo — to z jego strony spory komplement. Gdyby coś mu nie pasowało, na pewno by to wyraził. 

Nawet panie w świetlicy zwracały uwagę na to, jak dobrze się z panią Dominiką dogadują — mówiły, że wyglądają jak rodzeństwo. Widać było, że mają ze sobą bardzo fajną, bliską relację i że syn naprawdę cieszy się na te spotkania. Trudno mi teraz przywołać jakiś konkretny moment, ale po prostu było widać, że dobrze się czuje w jej towarzystwie. 

Sam fakt, że to chłopiec, który doskonale wie, czego chce. On potrafi być bardzo uparty — jeśli coś mu się nie podoba, nudzi go albo nie widzi w tym sensu, to natychmiast to widać. A tutaj było zupełnie inaczej. Bardzo cieszył się na każde spotkanie i naprawdę było widać, że mu zależy.  

Ciekawa jestem, czy chłopiec miał okazję wziąć udział w jakichś wydarzeniach organizowanych przez Akademię? Może uczestniczył w czymś, co szczególnie zapadło mu w pamięć? 

Był na wszystkich. To były naprawdę świetne wydarzenia i działo się naprawdę sporo. Wszystkie były nastawione na docenianie Dzieci i ich małych sukcesów. Bardzo dobrze zorganizowane zajęcia, pełne gier, aktywności i zabawy — czas leciał błyskawicznie. Doceniam Koordynatorkę z Akademii panią Adriannę za to, jak ona to wszystko potrafiła przygotować. Nawet były torciki jak Dzieci miały urodziny. Na pewno to był ogrom pracy, przygotowań tego wszystkiego.  

Syn nie chciał opuścić żadnego z tych wydarzeń. To samo w sobie pokazuje, że Akademia robi świetną robotę — skoro Dziecko tak bardzo chce brać w tym udział. Zawsze było coś do przekąszenia i dużo uśmiechu.  

Życzyłabym sobie, żeby więcej Dzieci mogło uczestniczyć w Akademii. To zmienia bardzo życie Dziecka. Wolontariusz, który mą uwagę tylko dla Dziecka, to jest bardzo ważne. Kiedy Dziecko ma jakieś trudności, jak w przypadku mojego syna z chodzeniem do szkoły, to Wolontariuszka jest osobą, która odgrywa wielką rolę w zmianach. A te spotkanie kolegialne to była taka wisienka na torcie. 

Czy Akademia jest ważna z perspektywy Rodzica? 

Już to podkreślałam, że Akademia dla mnie była ogromnym wsparciem w trudnościach adaptacyjnych Dziecka w szkole, ale też w ogóle tak życiowo. W Akademii Dziecko dostaje uwagę. Różne potrzeby są zaspokojone: autonomii i rozwijania wielu kompetencji. Uważam, że powinien być ogromny baner w każdej szkole, która bierze udział w takim programie, żeby więcej Dzieci mogło z tego skorzystać. Wychowawczyni mojego syna też była cudowna. Przez cały rok współpracowała ze mną, żeby mu pomóc. Myślę, że jakby syn miał innego wychowawcę, to by ciągle uwagi dostawał. A ona właśnie rozumiała.  

Chciałabym, żeby syn mógł kontynuować Akademię od nowego roku szkolnego, jeśli będzie taka możliwość.  

Dziękuję za rozmowę.  

Dziękuję również do usłyszenia.

Ty też możesz pomóc.
Uwierz w Dziecko.

Poznaj trudności i marzenia Dzieci
z Akademii Przyszłości i pomóż
zmienić historię jednego z nich.

To również Cię zainteresuje: